Archiwum 25 grudnia 2010


gru 25 2010 Odchłań miłości.
Komentarze: 0

Odchłań miłości.
Rozdział 1.


-Amy?
-Tak,a kto pyta?
-Liz. Możesz wyjść za pół godziny na "3"?
-Tak, a coś się stało?
-Pogramy w kosza.
-Ok, to pa.
Amy rozłączyla się. Spostrzegła,że Jej mama już wróciła. Pobiegła na dół pomóc Jej z zakupami.
-Cześć mamo. Mogę iść za pół godziny na "3"?
-A odrobiłaś już lekcję i posprzątałaś pokój?
-Tak, a więc?
-Możesz.
Dziewczyna wzięła zakupy i poszła się naszykować.
Amy była jedynaczką.Zawsze chciała mieć brata,ale Jej rodzice rozeszli się 9 lat temu. Nie pamiętała wyglądu ojca,bo miała zaledwie 4 lata. Pamięta Go tylko ze zdjęć. Nie ma nawet żadnych wspomnień z Nim, z dzieciństwa.
Gdy już się naszykowała, szybko wyszła.
Do "3" miała niecały kilometr. Idąc spotkała kolegę, który poprosił ją, aby poszła z Nim na komóry.
-Ale dlaczego nie?
-Śpieszę się, a to dość daleko.
-A gdzie idziesz?
-Na "3",umówiłam się z Liz.
-No chodź ze mną. Za jakieś 30 minut wrócimy.
-Nie chce mi się, a poza tym jest zimno.
-Jak nie chcesz to nie,
Odszedł,a Amy poszła na "3". Dziewczyna miała rację, tego wieczora było bardzo zimno. Wkońcu była zima.
-Nareszcie, gdzie Ty byłaś?
-Spotkałam Matta.
-Tego z 2b?
-Tak, Jego.
-Dobra chodź. Chłopaki już na nas czekają. Jest wśród nich Luke.
-Kto?! Który?!
-Ten co Ci się podoba. No chodź.
Amy była niepewna swojego wyboru,ale weszła z Liz na halę. Zauważyła,że wśród Nich jest Luke.
Ten huligan co oczy ma brązowe, jak kora na drzewie, a swoje spojrzenie,
jak prawdziwy wilk, który wyrusza na łowy.Ten, który  jest wysportowany, jak prawdziwy atleta. Ten, który jednym uśmiechem potrafi zmienić całe jej życie. Ten, dla którego mogłaby zrobić wszystko. Ten, który jest dla niej muzyką życia. Ten, który skradł jej serce.
Amy była nim zachwycona. Dla Niego mogłaby rzucić się w ogień, skoczyć z najwyższego budynku na świecie,a to tylko,aby móc z nim pogadać. Nie znali się, a Ona czuła, że Go kocha.
-Hej,myśleliśmy już, że nie przyjdziecie.
-A jednak - powiedziała Amy, spoglądając na Luke'a.
-To co gramy,czy będziemy tak stać? - zapytał Willy.
Rozeszli się.
Liz zobaczyła, że Amy stoi w miejscu, jakby była przybita do podłogi gwoździami.
-To nic nie da. Zagadaj do niego.
-Nie rozumiesz, że się boję? A jak mnie odrzuci?
-Jeżeli Ciebie oodrzuci, to będziesz próbowała dalej. Powiedz, że możesz Go kryć w grze...
-Ok. Jak wyksztuszę z siebie choć jedno słowo obok niego. Porównaj Jego wygląd do mojego. Para z Nas doskonała. On - piękny, ja - bestia.
-Dziewczyno zrozum, że jesteś śliczna.
- Yhy. Największy brzydal tej zimy.
-Nieważ się tak mówić. No, a teraz idź.
Amy odeszła. Stanęła parę kroków od Niego. Nikt inny dla niej się nie liczył, tylko On.
-To jak gramy? Kto, kogo kryje? Jakie drużyny? - zapytał Will.
Amy stanęła tyłem do Luke'a. Nagle poczuła, że ktoś lekko dotyka jej bioder.
-To co mogę Ciebie kryć?
Amy powoli się odwróciła. Znieruchomiała,gdy zobaczyła Jego błyszczące oczy. Luke. Nie wiedziała co powiedzieć, ale zdecydowała się na chłopną odpowiedź.
-Jak chcesz.
Luke spojżał na Nią z lekką miną. Myślał, ze Amy kocha się w nim od drugiego dnia w szkole.
Amy odwróciła się do Niego plecami i zrobiła krok, aby Jego dłonie zsunęły się z Jej bioder. Nie chciała tego, ale czuła, ze musi to zrobić.
Zaczęli grać. Grali niecałe 30 minut,a już się zmęczyli. Po jakimś czasie znów grali. Amy bawiła się świetnie.
Widziała, jak w czasie przerwy Luke nie spuszczał jej z oka. Po jakimś czasie skończyli grę. Postanowili, że skończą już grać, bo już jest dość późno.
Rozeszli się.
-I jak się grało z Luke'm?
-Jakby Ci to powiedzieć? Było świetnie! Nigdy nie zapomnę tego dnia, tych chwil...
-Widziałaś?
-Co?
-Luke idzie za nami..
-Amy odwróciła się i zobaczyła Go.
Szedł sam.
-Idź do Niego. Sama wrócę. Nie martw się o mnie.
-Dziękuję. Kocham Cię.
Dziewczyny dały sobie buziaka i się rozeszły.
-Sam wracasz, nie poszedłeś z chłopakami?
-Nie chciało mi się.
-Jak Ci się grało?
-Nawet fajnie. Szkoda,że nie mogliśmy być razem w drużynie. - powiedział.
-Dlaczego?
-Może wtedy moja drużyna wygrałaby,mając takiego zawodnika.
-Weź przestań.Ja dobrze gram w kosza?
-No..
-Dzięki, ale ja wiem, że jest inaczej.
-Jak chcesz. Nie marnuj takiego talentu.
-I nawzajem. Ty jesteś świetny w piłkę nożną.
Zapadła cisza. Amy czuła się niezręcznie,musiała przerwać tą ciszę.
-Idziesz jutro do szkoły?
-Przecież jutro jest sobota. - Luke lekko się zaśmiał.
-No tak. A więc, jakieś plany na weekend?
-Raczej nie. Ale może na jakiś mecz się pójdzie.
-Aha.
Szli cały czas rozmawiając. Mieli wiele sobie do opowiedzienia.
Po jakimś czasie doszli do domu Amy.
-Tu mieszkam. Odprowadziłabym Cię jeszcze kawałek, ale...
-Ale nie możesz. Nie ma sprawy. Mieszkam niedaleko. Nie chcę,abyś szła później sama wracała.
-Ok. To ja już pójdę. Pa. - powiedziała.
-Amy..
-Tak?
Luke wszedł na pierwszy stopień.
-Co się stało?
-Nic. Chciałbym tylko dostać buziaka na dobranoc.
Amy uśmiechnęła się. Dała mu buziaka i odeszła. Luke zrobił to samo.


Dziewczyna nie wierzyła w cały ten dzień. Nie mogła uwierzyć, że gadała z Luke'm, że dała mu buziaka, że zachowywała się przy nim,jakby znała Jego już dawno.
Chciała móc powtórzyć ten dzień jeszcze raz.